Hello Sweet World!😎
Dzisiaj będzie coś z zupełnie innej beczki… Jeśli śledzicie mnie w mediach społecznościowych,
do czego szczerze zachęcam!😉 Do relacji trafiają zdjęcia moich codziennych posiłków #reallifefood, minimalistyczne recenzje oglądanych ostatnio kinowych hitów/kitów, a także migawki z treningów – Facebook (KLIK) i Instagram (KLIK)
pewnie zauważyliście kilka zdjęć z nowej „legalnej” „zdrowej” kawiarni, która otworzyła się na początku czerwca na Muranowie.

Jeśli zauważyliście, to może nawet jesteście jednymi z tych Obserwujących, którzy prosili o recenzję!😉
Mówicie, macie! A za czas oczekiwania, sorry… Musiałem znaleźć trochę czasu by usiąść nad komputerem w Starbucksie, z kawuchą i w dresach i przelać w chmurę moje chaotyczne myśli i kilka zbędnych dygresji 😜 Oprócz recenzji, w gratisie, dodam również subiektywny ranking zjedzonych deserów. Warto doczytać do końca, bo praktyczne porady zawsze w cenie 😜
Chude Ciacho Warszawa, bo tak się nowo-otwarta kawiarnia nazywa, to bodajże ekspansja na stolicę łódzkiej knajpy ze zdrowszymi wersjami popularnych deserów. Choć może słowo „zdrowsze” nie jest najlepszym słowem (słodycze, nawet w czystej wersji, to dalej słodycze, nie stanowią kopalni cennych wartości odżywczych). Lepszymi epitetami będą słodycze „odchudzone” DAMN IT – nazwa knajpy zepsuła niespodziankę 😉 i „bezowe” (bez glutenu, bez cukru, bez nabiału, bez produktów odzwierzęcych – w zależności od ciacha „bezowość” będzie się różnić).
Do spożywania słodyczy nie namawiam, ale wiadomo, że lepsze słodycze o czystszym składzie niż te kipiące od najróżniejszych „E”, konserwantów, syropów glukozowo-fruktozowych czy olejów palmowych (tutaj bardziej ze względów środowiskowo-etycznych niż zdrowotnych).
Wracając do naszych Chudych Ciach… Są naprawdę smaczne, lekkie i, co dla mnie szczególnie ważne, nie za słodkie. Trzy wizyty już za nami i po każdej czułem się naprawdę dobrze. Wiem, że część z Was może podchodzić z dużym dystansem do rekomendacji osoby, która nie lubi OREO, ale za jakość Chudych Ciach niech posłuży fakt, że ostatnim niedzielnym popołudniem Żona sama zaproponowała spacer na Chude Ciacho i kawkę (przy takiej temperaturze szczerze polecam americano na lodzie – mój ulubiony napój ostatnimi czasy 😜).

Do odwiedzin zachęca również wystrój, który naprawdę pozwala na spokojne delektowanie się chwilą słodkiej przyjemności. Jasne kolory, wygodne fotele i coś na ścianie co wygląda jak dżungla (tapeta? fototapeta? czy może ktoś tutaj pomoże ignorantowi?).

W Chudym Ciachu czas mija wyjątkowo przyjemnie, a wizyta nie kończy się drenażem portfela, gdyż „legalna” konkurencja, o ile dobrze pamiętam, ceny ma o parę (kilka?) złotych wyższe… (Bardzo dobrze, niech zdrowa konkurencja sprowadzi ceny za czyste/chude ciacha do normalnego poziomu!).

Na koniec dodam tylko, że Chude Ciacha są naprawdę odchudzone. Większość ciach to około 150 kcal, a niektórym nawet bliżej do 100 kcal (choć kawałki tortów to już 200 kalorii, ale to i tak pewnie nie jest nawet połowa tego co byśmy przyswoili spożywając tradycyjne wersje takich „deserków”). Nisko-kaloryczność deserów to miła perspektywa nie tylko dla (wiecznie?) redukujących, ale dla wszystkich racjonalnie podchodzących do ilości spożywanych kalorii. Wszystkie Chude Ciacha są elegancko opisane – ilość kalorii oraz rozkład makroskładników – a przesympatyczna obsługa służy radą jeśli chodzi o kwestie „bezowości”.
Chude Ciacho Warszawa
ul. Andersa 33, 00-001 Warszawa
Szczerze polecam!
A teraz ranking zjedzonych deserów według Paleoszefa:
(DISCLAIMER – nie wszystkie Chude Ciacha są paleo, część nawet nie jest samurajska)
8. Sernik wegański (nernik) (przyjemny, kremowy, ale według mnie – fajny na jeden, góra dwa kęsy, później trochę przymula).

7. Pralinka proteinowa (małe co nie co, z fajnym orzechowym posmakiem).

6. Szarlotka (przepyszna jabłkowa warstwa i mocno rozczarowująca pianka à la beza – ale może to tylko Paleoszef i jego znana niechęć do bezy).

5. Ex Aequo tort tiramisu (smaczny i delikatny) oraz tort ferrero rocher (idealne połączenie smaków czekoladowo-orzechowych) – tak jak nie lubię tortów, to te dwa byłyby na zmianę moimi wyborami, gdybym podczas kolejnych wizyt w Chudym Ciachu miał się ograniczyć jedynie do tortów).


4. Sernik mango (puszysty, delikatny, którą to delikatność idealnie przełamuje mocny, słodszy akcent musu (?) z mango).

3. Tarteletka banoffee (moją słabość do banoffee znacie, więc nic dziwnego, że mini wersja zasłużyła na podium. Może i sięgnęłaby wyżej niż brąz, ale jak dla mnie za mało banana. Za to Żonie tak bardzo smakowała, że musiałem oddać jej większość tarteletki!).

2. Tarteletka bounty (tak jak uwielbiam banoffee, tak bounty było zawsze moim ulubionym batonem – dopóki nie odkryłem, że jest o milion razy za słodkie i już nie jestem w stanie go zjeść. Chuda wersja tarteletkowa to mistrzostwo świata, kokos nie jest tak dominujący, że aż mdły i całość naprawdę idealnie ze sobą gra. Pod tym Ciachem podpisujemy się zdecydowanie we dwójkę – Żona i Paleoszef).

1. Sernik czekoladowy (mój zdecydowany faworyt. Może to kwestia „zakazanego owocu”? Może… Myślę jednak, że to raczej idealne wyważenie wszystkich zalet sernika, czekoladowego musu i fajnych dodatków!).

BOOM!💪🏼
Paleoszef.