Hello Sweet World!😎
Dzisiaj trochę nietypowo, ale może temat Was zainteresuje, a przepisy też będą 😜
Od dłuższego czasu staram się karmić Żonę dużą ilością warzyw i trochę mniejszą porcją owoców. Trochę to opornie szło, bo uwielbienie Żony do pomidorów powoduje, że jej warzywny repertuar jest mocno monotonny 😉 A przecież doskonale wiemy, że to zróżnicowanie spożywanych warzyw pozwala zadbać o odpowiednią podaż mikroelementów. Pomysłem na poprawę tej sytuacji były zielone koktajle, które jak się okazało, nie tylko stały się ważnym źródłem witamin, ale i zdrowym pomysłem na szybkie śniadanie dla spieszącej się do pracy Żony.
Był tylko jeden problem, mój blender nie do końca radził sobie z zadaniem i co najmniej połowę takiego „smoothie” trzeba było jeść łyżeczką…
Szukałem więc jakiegoś upgrade’u wyposażenia kuchni, ale Żona miała kilka warunków, z których najważniejszym było to, żeby nie zajmował dużo miejsca (ciężko się z tym nie zgodzić, część sprzętów musi już być przechowywana w komodzie w salonie…).
Przeglądając Instagram wyświetliła mi się reklama produktów marki NutriBullet (KLIK), zachęcony kompaktowym wyglądem zacząłem zastanawiać się nad zakupem. Poczytałem trochę w internecie, wrażenie zrobiła na mnie moc urządzenia. Ale miałem wątpliwości – to nie blender, a jakiś ekstraktor. Na co komuś coś takiego… Pojawiła się jednak promocja, cena uległa obniżeniu i postanowiłem spróbować…
NutriBullet 600W
Co to takiego i czym się różni od tradycyjnego blendera? Zgodnie z zapewnieniami producenta „W przeciwieństwie do tradycyjnych sokowirówek i blenderów, NutriBullet wydobywa więcej składników odżywczych dla stworzenia zdrowszych, wartościowych i pysznych NutriBlastów. Unikalny projekt ostrzy ekstrakcyjnych urządzenia obejmuje połączenie działania cyklonowego i 6 wykonanych ze stali nierdzewnej noży, które gwarantuje idealne zmiażdżenie twardych nasion, łodyg, grubych skórek po to, by wydobyć ukryte w nich składniki odżywcze„.
Czy to prawda? Nie mam zielonego pojęcia, badań porównawczych dotyczących zawartości składników odżywczych w produktach zblendowanych oraz tych potraktowanych Nutribulletem nie prowadziłem. Uczciwie, nawet mnie to nie interesuje, liczy się efekt blendowania ekstrakcji 😉
Co musicie natomiast wiedzieć to jakie są wady i zalety urządzenia oraz ogólne wrażenia z korzystania. Cena katalogowa 399,99 zł, z rabatem udało mi się zapłacić za urządzenie 299,99 zł. O kwestii designu wypowiem się krótko, bo to jak wiadomo kwestia indywidualna, ale minimalistyczny i nowoczesny wygląd urządzenia do mnie zdecydowanie przemawia.
Jak działa ekstraktor? Wystarczy umieścić składniki w kielichu, dolać odpowiednią ilość wody, zakręcić, włożyć w podstawę i docisnąć – BOOM! ekstrakcja rozpoczęta i za chwile możemy się rozkoszować pyszny, koktajlem o jednolitej konsystencji. Żadnego jedzenia łyżeczką 😉 Więcej czasu zajmuje zdecydowanie się na jaki koktajl mamy ochotę niż jego przygotowanie.
Z urządzenia korzystam już dwa tygodnie i praktycznie zrezygnowałem z korzystania ze starego blendera. Za Nutribulletem przemawiają przede wszystkim wygoda codziennego korzystania (do umycia pozostają tylko dwie części – kielich oraz nakrętka z ostrzami ekstrakcyjnymi, kielich nadaje się do mycia w zmywarce) oraz niewielki rozmiar podstawy urządzenia, którą bez problemu można usadowić na stałe na blacie kuchni bez obawy o utratę połowy roboczej części blatu. Olbrzymie znaczenie ma również opisana powyżej prostota obsługi.
Największą jednak zaletą urządzenia jest jednak jego moc. Nie tylko bez problemu przygotujemy koktajl z mrożonymi owocami, ale i bez problemu sporządzimy mleko kokosowe z pasty kokosowej (!). Powtórzę również dla porządku, że uzyskanie kremowego koktajlu o jednolitej konsystencji również nie jest żadnym wyzwaniem dla Nutribullet.
Małym minusem urządzenia – oprócz jego regularnej ceny – są pojawiające się od czasu do czasu problemy z zakręceniem nakrętki. Zdarza się tak, że nakrętka łapie jakiś dziwny kąt (czego na początku nie widać) i nie da rady dokręcić jej do końca, a i później odkręcenie jej stanowi nie lada wyzwanie. Na ogół jednak zakrętka śmiga jak zła.
Muszę też tutaj wspomnieć, że urządzenie nie należy do najcichszych, ale wynika to z mocy urządzenia (plus sam proces ekstrakcji nie trwał u mnie nigdy dłużej niż 30-40 sekund).
Podsumowując, jestem mega zadowolony z nowego urządzenia. Służy nam praktycznie codziennie i mogę śmiało polecić wszystkim rozważającym zakup.
Zalety:
- moc urządzenia
- łatwe w obsłudze i czyszczeniu
- kompaktowy rozmiar
- atrakcyjny design
Wady:
- pojawiające się problemy z dokręceniem nakrętki
- głośna praca
Ps. z Nutribulletem kupiłem też zestaw akcesoriów – dwa dodatkowe, mniejsze kielichy i zakrętki a la bidon. Bardzo praktyczne w użyciu, przygotowany koktajl można bez problemu zabrać ze sobą w drogę.
Na koniec obiecane 4 smoothie, które zawładnęły moimi kubkami smakowymi 😉
Mango&Jarmuż
- 2 garści jarmużu
- 1/2 szklanki mango
- woda
Pietruszkowy szał
- garść jarmużu
- garść szpinaku
- 1/2 pęczka natki pietruszki
- 1 kiwi
- 1/2 banana
- woda
- opcjonalnie: bezsmakowa odżywka białkowa
Sok z gumijagód
- 2 garści jarmużu
- banan
- 1/2 szklanki jagód
- 1/2 łyżki kakao
- łyżeczka sproszkowanej macy
- miarka odżywki białkowej
- woda/lód
Bezkrwawa Mary
- 2 garści szpinaku
- 2 pomidory malinowe
- 1/2 awokado
- garść natki kolendry
- sok z 1/2 limonki
- szczypta soli
- 1/4 łyżeczka chili
- woda
Smacznego!
Paleoszef.
Ps. najlepszą, polską, bezsmakową odżywkę białkową marki Propharm możecie zamówić tutaj (KLIK).