Hello Sweet World!😎
Paleoszef wrócił z wakacyjnych wojaży i długo nie musiał się zastanawiać nad tematem pierwszego, pourlopowego posta. Wystarczyło spojrzeć na jedyne – obok magnesów na lodówkę – „pamiątki z podróży”.
Pimientos de Padrón poznałem, i od razu się w nich zakochałem, jeszcze w trakcie mojego Eramusa, czyli niezapomnianego roku w urokliwym Oviedo. Jak dzisiaj przypomniał mi Facebook, życie w Asturii zacząłem 8 lat temu…
Papryczki wprowadził do mojego życia mój współlokator z Oviedo – Luis. Jeszcze przed przygotowaniem nam pimientos de Padrón, Luis ostrzegał, że papryczki charakteryzują się subtelnym słodkim smakiem, ale istnieje pewne ryzyko, że trafi się nam taka papryczka, która będzie ostra jak diabli.
Pimientos de Padrón. Unos pican y otros no.
Na ostrą nie trafiliśmy, natomiast Luis po ugryzieniu jednej, skręcił się w brzydkim grymasie i zaczął szybko zapychać się chlebem. Po zjedzeniu trzech kawałków bagietki i wypiciu szklanki wody, Luis powiedział, że chleb to jedyny sposób na złagodzenie pieczenia. Sama woda pogłębia natomiast palenie w ustach…
Papryczki były pyszne. Przesmażone na oliwie i obsypane gruboziarnistą solą. Mimo tego, na długo miałem w pamięci widok cierpiącego Luisa. Do spożywania pimientos de Padrón jeszcze długo podchodziłem z dużym respektem, czy nawet z pewną obawą…
8 lat życia i tysiące zjedzonych papryczek pozbawiły mnie złudzeń i wiary w piekielne papryczki. Nigdy nie trafiłem na ostrą papryczkę de Padrón. Tak samo żaden z towarzyszy moich paprykowych uczt. Czy Luis nas oszukał? Czy naprawdę powinniśmy się obawiać, że któraś z papryczek wypali nam kubki smakowe? Jak to jest z tymi papryczkami?
Europejski klimat zabija ostrość papryczek?
Wziąłem do ręki tablet, zacząłem szukać i czytać. Dowiedziałem się, że o ile tapas ma pochodzenie galicyjskie, to same papryczki przybyły do Hiszpanii z Meksyku. Papryczki, stanowiące odmianę papryki chilli, sprowadzali do Europy mnisi z miejscowości Padrón. Istnieją teorie, że po sprowadzeniu papryczek do Europy, tutejsze warunki znacząco wpłynęły na ilość kapsaicyny, która odpowiedzialna jest za pikantność papryki (im cieplej, tym więcej kapsaicyny). Z uwagi na to, że w Europie temperatury są niższe niż w Meksyku, ilość papryczek ostrych ulega ciągłemu zmniejszeniu, a w efekcie szanse na trafienie „ostrej” znacząco się zmniejszyły. Jest więc możliwe, że jedna roślina daje nam papryczki ostre i słodkie. Zgodnie z deklaracjami, hodowcy są w stanie odróżnić oba rodzaje. Te ostre – nazywane czasem galicyjskimi jalapeños – są twardsze. Zgodnie z tą teorią, ostrych papryczek jest po prostu mniej, bo na ich zmniejszającą się pikantność „niekorzystnie” wpływa iberyjski klimat.
Konsumenci są zwyczajnie oszukiwani?
Jest też druga strona tej samej historii. Opowieść o komercjalizacji i pogoni za zyskiem. W czasie hiszpańskiej wojny domowej, mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego cierpieli z głodu. Franciszkanie z parafii Padrón, uprawiający papryczki od XVII wieku, postanowili pomóc głodującym sąsiadom i rozdawali swoje rośliny. Tak pimientos de Padrón rozprzestrzeniły się po całym Półwyspie. Powoli papryczki stawały się coraz bardziej popularne, aż zacząła się produkcja masowa. Prawie każdy tapas bar w Hiszpanii i Portugalii serwuje pimientos de Padrón, nic więc dziwnego, że rolnicy z Galicji nie byli/nie są w stanie zaspokoić potrzeb konsumentów.
Papryczki uprawia się więc w Andaluzji, Portugalii, czy nawet w Maroku, ale prawdziwe, oryginalne pochodzą wyłącznie z Galicji, a konkretnie z parafii Herbón w prowincji Padrón. Można je kupić wyłącznie w okresie wakacyjnym (maj – październik) i powinny być oznaczone chronioną nazwą pochodzenia – „Pemento de Herbón”, „variedad de la planta Padrón”.

Wygląda więc na to, że jeśli chcemy spróbować szczęścia w poszukiwaniu tej jednej, ostrej papryczki, musimy uważnie przyglądać się co kupujemy 🙂 Warto też sprawdzić jak smakują oryginalne, choć tutaj akurat przyznam, że przez lata konsumpcji żadnych różnic w samych papryczkach nie zauważyłem.
Niewątpliwie jednak na tą, która piecze jeszcze nie trafiłem. Najwidoczniej, nie udało mi się spożyć dużych ilości tych najprawdziwszych, bo rachunek prawdopodobieństwa podpowiadałby, że trafiłbym wtedy na jakąś ostrą 😉
W każdym jednak przypadku, pimientos de Padrón są przepyszne i warto wiedzieć jak je przyrządzić. Tym bardziej, że nie trzeba jechać aż na Półwysep Iberyjski by je dostać. Pojawiają się zarówno na Hali Mirowskiej, jak i – od czasu do czasu – w Biedronce. Może nie pochodzą z Galicji, ale na pewno będą Wam smakować…
Pimientos de Padrón
Składniki:
- pimientos de Padrón (ok. 250g)
- 2-3 łyżki oliwy
- gruboziarnista sól
Wykonanie:
- Na dużej patelni, dobrze rozgrzewamy oliwę z oliwek.
- Umyte i osuszone papryczki wrzucamy na rozgrzaną patelnię, tak by papryczki nie leżały na sobie.
- Smażymy przez ok. 3-5 minut, co jakiś czas mieszając, tak by papryczki obsmażyły się z każdej strony.
- Na papryczkach pojawią się takie białe lub szarawe plamki.
- Papryczki podajemy ciepłe, oprószone solidną ilością gruboziarnistej soli.
BOOM!💪🏼
PROTIP#1 – jeśli nie macie odpowiednio dużej patelni, sugeruję podsmażyć papryczki na kilka razy. Gdy patelnia jest zbyt zatłoczona, nie uda się Wam równomiernie obsmażyć papryczek z każdej strony.
PROTIP#2 – pimientos de Padrón są tak pyszne, że zamawiam je zawsze jak mam ku temu okazję (w Polsce jednak, niestety prawie zawsze się rozczarowuję – zazwyczaj papryczki są utopione w oliwie, a przecież to nie o to chodzi).
PROTIP#3 – jak tylko mogę kupić świeże, to zabieram je do wakacyjnej kuchni (dostęp do kuchni na wyjazdach to u nas podstawa) i przyrządzam je samodzielnie.
PROTIP#4 – kluczem do sukcesu jest gruboziarnista sól. Jeśli takiej nie macie, to zainwestujcie w nią 😊 Z normalną też będzie smaczne, ale dopiero sól gruboziarnista wyciąga z papryczek wszystko co najlepsze.
Przyznam się Wam uczciwie. Tak kocham pimientos de Padrón, że jak je widzę w sklepie czy na targu, to po prostu je kupuję. Nie zastanawiałem się do tej pory nad ich pochodzeniem. Po dzisiejszej zabawie w detektywa, zwrócę na to jednak uwagę, bo naprawdę chciałbym kiedyś przekonać się o tym, że istnieje ryzyko trafienia na naprawdę ostrą papryczkę de Padrón. Ale jak pochodzenie nie będzie się zgadzało, trudno i tak będę je jadł 😜
Paleoszef.
Ps. polecacie jakieś miejsca w naszym pięknym kraju, gdzie serwują pyszne pimientos de Padrón?
Ps2. chcielibyście zobaczyć na blogu kolejne dania inspirowane naszymi tegorocznymi wakacjami?😉
Żródła:
3 myśli w temacie “Pimientos de Padrón – po prostu”