Hello Sweet World!😎
Kuchnię Paleoszefa dotknęła ostatnio istotna tragedia. Pękła mi misa moje slow-cookera, tak, że przy gotowaniu płyn z misy wyciekał do podstawy grzewczej. Katastrofa. Trochę próbowałem jeszcze z niego korzystać, ograniczając się wyłącznie do mięs bez sosów, ale to było raczej igranie z ogniem (chyba bardziej adekwatnym stwierdzeniem byłoby igranie ze zwarciem).

Co się okazało – starsze modele mojego wolnowaru miały tą przypadłość, że w instrukcji wskazano, że ceramiczną misę można zmywać z zmywarce. Choć zazwyczaj starałem się myć ją ręcznie, któregoś dnia z lenistwa trafiła ona do zmywarki. Wszystko się zmyło, wolnowar trafił do szafki i czekał na kolejne gotowe. Gdy przyszła pora na kolejne wolne gotowanie, jak zwykle przygotowałem składniki, wrzuciłem je do misy slow-cookera, który włączyłem wychodząc do pracy. Jakie było moje zdziwienie gdy wracając do domu, standardowy (intensywny) zapach gotowania był 3 razy intensywniejszy, a po wyjęciu misy z podstawy grzewczej ukazał się moim oczom obraz przypalonego tłuszczu… Misa ceramiczna pękła ☹️
Dobiegł więc żywot mojego kuchennego pomocnika. Służył mi około półtora roku i biorąc pod uwagę cenę, którą za niego zapłaciłem, była to dobra inwestycja, nawet jeśli weźmie się pod uwagę jego tragiczny koniec. Solidne urządzenie, bez fajerwerków, sprawdzi się na pierwsze przygody z wolnym gotowaniem.
Szczęście w nieszczęściu jest takie, że nikomu nic się nie stało a ja mogłem zacząć rozglądać się za ulepszoną wersją wolnowaru. Znajomi ostatnio zakupili Crock-Pota, który nie tylko robi wrażenie wyglądem, ale podobno świetnie sprawdza się w kuchni 😉
Biorąc pod uwagę ilość potraw przygotowywanych w slow-cookerze w kuchni Paleoszefa, wydało mi się całkiem uzasadnionym, żeby postawić na urządzenie z dużo wyższej półki. Ze względu na ograniczoną ilość miejsca w kuchni, zdecydowaliśmy się na Crock-Pot DuraCeramic w mniejszej wersji, 5-litrowej.
Czy wolnowar za równo 599 złotych oferuje wysoką jakość i niezawodność? Postaram podzielić się z Wami moimi pierwszymi wrażeniami z gotowania w Crock-Pocie.

Po trzech gotowaniach nie mogę powiedzieć za wiele o niezawodności i trwałości, ale moje pierwsze wrażenia są mega pozytywne:
- całość (płyta grzewcza i misa) jest lżejsza od samej misy ceramicznej mojego starego wolnowaru – ułatwia to w sposób istotny zarówno zmywanie jak i codzienne użytkowanie slow-cookera;
- misę bardzo łatwo się czyści (po części z uwagi na jej lekkość, po części z uwagi na zastosowaną powłokę – przy trzech różnych przepisach, w tym tłuściutkich żeberkach, nie było żadnego problemu z uporczywymi plamami tłuszczu, zmywanie nie wymaga szorowania);
- przykrywka jest dużo lepiej dopasowana do misy, w związku z czym lepiej zatrzymuje zapachy (Żona stwierdziła nawet – mając na uwadze stary slow-cooker – że nic nie czuć, co jest lekkim wyolbrzymieniem, ale rzeczywiście dużo mniej zapachu roznosi się po domu podczas gotowania);
- wolne gotowanie w Crock-Pocie jest dużo bardziej efektywne (może to kwestia tempa nagrzewania, może lepszej szczelności pokrywki), w przeciągu 8 godzin żeberka były już mega kruche, choć zwykle potrzebne było do tego 10 godzin – będę musiał chyba zrewidować podawany dotychczas czas gotowania 😜;
- na cyfrowym wyświetlaczu można programować czas gotowania, po którym urządzenie automatycznie przełączy się w tryb utrzymywania ciepła – fajny bajer, ale nie jest to (przynajmniej dla mnie) jakiś game-changer;
- misę można bezpośrednio używać na kuchence – podsmażenie boczku do chilli od razu w naczyniu, w którym chilli będzie następnie się wolno gotować, jest mega wygodne.
Na więcej obserwacji musicie poczekać – o moich długofalowych obserwacjach na pewno Was powiadomię 😉 Na razie jestem mega zadowolony. Nie powiem, że nie wyobrażam sobie już gotowania w innym wolnowarze, ale na pewno wyżej wymienione udogodnienia (w szczególności waga misy i możliwość podsmażania bezpośrednio w misie) warte były wyższej ceny. Jeśli w dłuższym okresie Crock-Pot da radę intensywnemu użytkowaniu i moim wysokim oczekiwaniom co do niezawodności, będę go mógł szczerze polecić 🙂
Dobra, dobra. Nie samym sprzętem człowiek żyje, przystąpmy może do poważniejszych i ciekawszych rzeczy – gotowania 👨🏼🍳
Łagodne wołowe curry

Składniki:
- 1kg dobrej jakości wołowiny (pokrojonej w kostkę)
- łyżka świeżo zmielonego imbiru
- 3 ząbki czosnku (przeciśnięte przez praskę)
- łyżka posiekanej świeżej mięty
- łyżka posiekanej natki kolendry
- 1/2 łyżki przyprawy garam masala
- łyżeczka mielonej kolendry
- 1/2 łyżeczki mielonej kurkumy
- 1/2 łyżeczki soli
- sok z połówki cytryny
- czerwona cebula (posiekana w kostkę)
- 2 papryczki chilli (pokrojone w kostkę)
- puszka mleka kokosowego
- sól i pieprz dla smaku
- natka kolendry do podania
Wykonanie:
- Cebulę kroimy w kostkę. Papryczki pozbawiamy nasionek i gniazd nasiennych i kroimy w kostkę. Natkę kolendry i miętę drobno siekamy. Mieszamy razem z przyprawami, imbirem i czosnkiem w małej miseczce. Całość zalewamy sokiem z cytryny i jeszcze raz mieszamy.
- Pokrojone w kostkę mięso wrzucamy do torebki na żywność, do której nakładamy naszą marynatę. Marynatę rozprowadzamy równomiernie po mięsie i odstawiamy do lodówki na kilka godzin, a najlepiej na cała noc.
- Zamarynowaną wołowinkę umieszczamy w slow-cookerze, a następnie zalewamy ją mlekiem kokosowym.
- Gotujemy w trybie „low” przez 8 godzin (choć następnym razem spróbuję gotować w Crock-Pocie przez 6 godzin – zobaczymy czy wyjdzie równie dobre i kruchutkie).
- Podajemy w głębokiej miseczce, ewentualnie doprawione solą i pieprzem, udekorowane natką kolendry.
BOOM!💪🏼
PROTIP#1 – jeśli wolicie jednak odrobinę ostrzejsze curry, spróbujcie pobawić się z ilością nasionek papryczek chilli. Może zostawienie całości nie będzie od razu genialnym pomysłem, ale połowa nasionek z jednej papryczki może się sprawdzić doskonale.
PROTIP#2 – będę to powtarzał do znudzenia, ale starajcie się kroić papryczki chilli w rękawiczkach. Dotkniecie potem oka i uciążliwe pieczenie gwarantowane.
PROTIP#3 – curry tradycyjnie świetnie skomponuje się z ryżem jaśminowym (opcja dla samurajów 😜), ryżem z kalafiora lub chlebkami naan.
PROTIP#4 – z podanej ilości składników wyszło mi 5 solidnych porcji curry.
Smacznego!
Paleoszef.
Ps. daliście radę przebrnąć przez krótką recenzję Crock-Pota? Uważacie, że moje spostrzeżenia mogą się komuś przydać czy raczej tylko zanudziłem Was na śmierć?😉 dajcie znać w komentarzach ☺️