Hello Sweet World!😎
Ależ mieliśmy cudowny weekend. To nie wiosna, to pełne lato! 🌞 Oby pogoda się utrzymała na dłużej, choć wersja, w której tylko weekendy rozpieszczają pogodą również nie będzie zła. Weekend jak to weekend, rządzi się swoimi prawami. Wszystko powinno być spokojniejsze, a i kuchnia bardziej odświętna. Innymi słowy, warunki idealne do regeneracji.
Weekend to też czas na odrobinę kulinarnego szaleństwa. Ale im dłużej podążam moim paleo (dla osób bardziej drobiazgowych – samurajem) tym bardziej pokusa na rozpustę się zmniejsza. Po pewnym czasie człowiek przestaje się zastanawiać nad tym czego nie może, a skupia się na tym, że wybiera jedzenie prawdziwe, jak najmniej przetworzone. Budowanie swojego systemu żywienia, czy szerzej stylu życia, w oparciu o rzeczy, których należy sobie odmawiać jest czynnikiem tak wysoce stresującym, że może wywołać więlkie szkody dla organizmu. Podwyższony kortyzol z powodu diety, zwłaszcza w dzisiejszych, wielce stresujących czasach, jest czymś czego powinniśmy unikać. Jeśli więc dochodzimy do punktu, w którym nasza „dieta” zajmuje nasz umysł 24/7 – popełniliśmy gdzieś błąd. Zmieniając optykę, zmniejszy się ilość zachcianek. Mniejsza ilość zachcianek, mniej „walki o czystą michę”. Aż dojdziemy do punktu, w którym nie będziemy myśleć o byciu na „diecie”, a zaczniemy rozmawiać o stylu życiu.
Ostatnio sporo dyskutuję na temat paleo i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że paleo to wybór prawdziej, nisko przetworzonej, żywności, a nie rezygnacja ze zbóż, nabiału, cukrów. Zdecydowanie polecam taką optykę.
Wracając do weekendowej „rozpusty”, fajnym pomysłem jest zrobienie sobie burgerowej uczty. Co to takiego? Duża ilość mini burgerów, deska najróżniejszych dodatków i każdy może skomponować swojego, wymarzonego burgera (przy tak urządzonej burgerowej uczcie najfajniejsze jest to, że znajdzie się miejsce na bułki dla tradycjonalistów – Twój burger, Twój wybór 😜).


Mówcie co chcecie, ale dobrej jakości wołowina, ulubione dodatki i człowiek jest w raju. Tutaj też ujawniają się pozytywne skutki paleo – dla mnie żadna bułka nie jest potrzebna. Jakiś czas temu zdecydowałem się na burgery bez bułki i mówiąc szczerze, obecnie w ogóle mi ich nie brakuje.
Burgery jem oczywiście bez bułki, a więc na sałacie, ewentualnie w bakłażanie lub pieczarce portobello.
Istotą burgera jest przecież mięso. Odpowiednio przygotowany burger decyduje o całej potrawie, żadna bułka, sos czy inne dodatki nie zastąpią porządnego „kotleta”. Tu dochodzimy do sedna, a więc przepisu na moją ulubioną wersję burgera.
Burger – przepis doskonały

Dzieląc się z Wami ulubionym sposobem przygotowania domowych burgerów, muszę się podzielić z Wami pewną refleksją. Ostatnio na Hali Mirowskiej kupiłem tak dobre mięso wołowe z antrykotu, że aż żałowałem przytłumienia smaku ulubionymi przyprawami. Było tak smaczne, że broniłoby się same, wystarczyłyby jedynie pieprz i sól.
Składniki:
- 1 kg mielonej wołowiny (u mnie zmielony na moich oczach antrykot)
- łyżeczka soli
- pół łyżeczki świeżo mielonego pieprzu
- łyżka coconut aminos (albo tamari albo zwykłego sosu sojowego)
- pęczek posiekanej świeżej kolendry

Wykonanie:
- Jeśli mamy maszynkę do mielenia mięsa, kupiony kawałek wołowiny mielimy w domu. Jeśli nie, staramy się nie kupować już zmielonego mięsa, a poprosić zaufanego sprzedawcę o zmielenie wybranego przez nas kawałka mięska.
- Mięso wyciągamy z lodówki na ok. 30 minut przed przygotowywaniem burgerów. W międzyczasie możemy zacząć przygotowywać nasze ulubione dodatki: plasterki pomidorów, ogórków, cebuli, papryki, jalapeño, plastry chrupiącego bekonu, kawałki awokado, listki kolendry, liście sałaty – ogranicza nas tylko wyobraźnia 😉
- Zmielone mięso wrzucamy do dużej miski. Doprawiamy solą i pieprzem oraz łyżką coconut aminos. Dorzucamy posiekaną kolendrę.
- Mięso mieszamy delikatnie rękoma (polecam plastikowe rękawiczki). Nad mięsem nie ma się co znęcać, wystarczy jedynie dokładnie wymieszać je z przyprawami i kolendrą.
- Przyprawione mięsko dzielimy na równe porcje, którym – po kolei – nadajemy kształt burgera (jeśli decydujemy się na mini burgerki – z 1 kg mięsa powinnismy zrobić ok. 10 kotlecików, przy burgerach king-size ilość porcji zredukowałbym do 5).
- Super ważne – w gotowych kotlecikach kciukiem robimy delikatne zagłębienie. Pozwoli to zachowanie pożądanego kształtu burgera pomimo obróbki termicznej. Ewentualnie możemy jeszcze delikatnie oprószyć burgery świeżo zmieloną solą i pieprzem.
- Opcja grill/patelnia grillowa: burgery kładziemy na mocno rozgrzanym grillu, wgłębieniem do góry. Pozwalamy im się smażyć ok. 3 minut, po czym odwracamy je na drugą stronę. Czas smażenia na drugiej stronie zależy od naszych upodobań – jeśli wolimy mięso rare smażymy 3 minuty, medium rare – 4 minuty, well done 5 minut i w górę.
- Opcja zwykła patelnia: tutaj sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, bo zwykła patelnia wymaga odrobiny natłuszczenia (olej kokosowy/oliwa z oliwek/masło ghee). Rozgrzewamy patelnię na średnim ogniu z wybranym przez nas tłuszczem. Na patelni umieszczamy burgery, wgłębieniem do góry. Smażymy ok. 3 minut, po czym odwracamy je na drugą stronę. Czas smażenia na drugiej stronie zależy od naszych upodobań – jeśli wolimy mięso rare smażymy 3 minuty, medium rare – 4 minuty, well done 5 minut i w górę.
- Opcja piekarnik: opcja tzw. mieszkaniowa, przydatna gdy chcemy uniknąć intensywniejszych zapachów mięsa lub/i odrobiny dymu. Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni Celsjusza. Burgery układamy na papierze do pieczenia na blasze, wgłębieniem do góry. Blachę wkładamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy ok. 20 minut.
BOOM!💪🏻

Burgery gotowe, pozostaje wybór dodatków. Obowiązkowo z porcją kiszonek (ogórki lub kapusta), które idealnie wspierają trawienie dużej ilości mięsa 😁
Jeśli robię sobie jednego, dużego burgera, moje ulubione dodatki to pomidor, czerwona cebulka, jalapeño i bekon.

Decydując się na burgerową ucztę (mini burgerki), zdecydowanie bardziej szaleję z dodatkami. Przetestowałem już szalone połączenie masła migdałowego i bekonu oraz bardziej tradycyjną opcję z awokado. Obie przepyszne! Kolejne próby przede mną.


A jakie są Wasze ulubione dodatki? Dajce znać w komentarzach! Zainspirujcie Paleoszefa 😉 Zachęcam też do subskrybowania strony – nie ominie Was wtedy żaden przepis lub inne moje wypociny, nawet jak zapomnę wrzucić linka na FB 😜
Paleoszef.
Ps. Przemek Karnowski w finale turnieju March Madness! WOW! Jaram się ostro, fajnie, że Polsat Sport pokazuje mecze Final Four NCAA. Okazuje się, że można sensownie komentować koszykówkę po polsku…